Historia mojej służby dla Hospicjum to historia dojrzewania do zrozumienia. Ja zrozumiałam, że bariery, które nas ograniczają, można zamienić na belki stropowe. Zrozumiałam, że słabości to też potencjał. I że wystarczy zrozumieć, by być szczęśliwym.

              Z potrzebą, która rodzi się w człowieku jest czasem jak z owocem. Musi dojrzeć. Widzimy jej pierwsze oznaki, kusi myśl o niej, ale coś każe czekać. Ten zamysł, żeby wspomóc swoją osobą Puckie Hospicjum ciągle był gdzieś w głębi mnie.  W sprzeczności z nim pojawiała się jednak zaraz niemal całkowita pewność, że sobie nie poradzę. Nawracające myśli :  „ja na oddziale hospicyjnym? przecież trzeba być sprawnym… to niemożliwe.” Do tej pory pracowałam jako wolontariuszka głównie z dziećmi. Miałam też zaszczyt dać trochę z siebie pacjentom zakładu opiekuńczo- leczniczego. Ale…hospicjum? Myślałam, że to nie dla mnie.

            W końcu poczułam, że nadeszła pora na znalezienie nowego miejsca. Czas porzucić myśli „co pomyślą inni…” Czułam, że muszę wyruszyć w głąb na wędrówkę w poszukiwaniu takiej przestrzeni, gdzie moja prawdziwa miłość, oddanie, działanie zostaną przyjęte. Gdzie poczuję, że mogę być naprawdę sobą. Pragnęłam móc wreszcie podzielić z kimś to, co tak bardzo grało w moim sercu i duszy.  Mając w uszach wiele słów Ks. Jana, postanowiłam spróbować nawiązać kontakt z Puckim Hospicjum. Nie oczekiwałam wiele. Wierzyłam jednak, że zrodzi się z tego jakieś dobro. Potrzeba dojrzała. Czułam jej sens.

              Wchodząc do Hospicjum, widziałam siebie wyłącznie w pracy recepcyjnej. O pracy na oddziale nawet nie myślałam. Po kilku dniach pracy otrzymałam informacje, że Pani Dyrektor ma  inny pomysł na moją osobę. Przyznam szczerze – byłam przekonana, iż po prostu nie mogę tam zostać. Zadzwoniłam do Pani Dyrektor, spodziewając się właśnie takiego komunikatu. Tymczasem ktoś był już dawno o krok przed i za moimi wyobrażeniami, lękami. Pani Dyrektor zaproponowała mi wolontariat opiekuńczy. Kiedy odłożyłam słuchawkę pomyślałam: „Boże, co Ty znowu robisz?!” Przyjechałam na pierwszy dzień wolontariatu. Miałam naprawdę mnóstwo obaw. Wychodząc z Oddziału byłam pewna, że muszę tam wrócić. Pokonywanie tych 115.kilometrów, czasami z dnia na dzień, stało się moim niewyobrażalnym szczęściem! Zamieniłam lęki na wiarę. Niepokój zniknął.

            Dla mnie Puckie Hospicjum to dom Aniołów. Kolejne spędzone tam godziny mocno mnie  w tym upewniały. Na nowo odkrywałam tam cenny  dar, który można dostrzec w braku, trudzie, słabości. Dzięki temu miejscu przekonałam się, że w życiu nie chodzi o bycie perfekcyjnym ,lecz o to, by pokonywać własne przeszkody na miarę możliwości, aktualnych zasobów. To, co dla jednych jest niemal oczywistością, dla innych może stanowić Mont Everest. Pracy w hospicjum towarzyszy mi ogromna wdzięczność – za słabość, za niepełnosprawność. Być może dzięki niej, dzięki wielu trudnym doświadczeniom, mogę lepiej rozumieć Pacjentów. Zrozumiałam, jak ważne jest to zwyczajne TERAZ. Wspólne TERAZ. Trzymanie za rękę, rozmowy, każdy dodatkowy gest. To miejsce pokazało mi, że bariery zaczynają się i mogą skończyć się w naszych głowach.  Nazywam Hospicjum Domem, bo tu, jak w domu, liczy się to, co masz w sobie, co MOŻESZ ofiarować. Ludzka słabość, to co w Tobie najbardziej połamane, może stać się drogą do wielkiej radości drugiego człowieka. Wiem już, że prawdziwa chęć bycia dla innych, to  dar  ukojenia, zrozumienia, poczucia bezpieczeństwa. Doświadczam tego na każdym dyżurze. Noszę w sobie niczym cenny bagaż. A ten nie ciąży jak dawne lęki. Przeciwnie. Czyni moje życie wypełnione sensem.

               Z Puckim Hospicjum wiąże mnie jeszcze druga nić miłości. Ta część historii to bardzo osobista przestrzeń w moim sercu.  Któregoś dnia mój Tata stał się Pacjentem Hospicjum. Wierzę, że dzięki służbie na rzecz Hospicjum mogłam wlewać w relacje z moim Tatą dużo więcej zrozumienia dla jego niemocy, dużo więcej serca. Przede wszystkim jednak, nauczyłam się, że mogę w tej relacji być sobą. To dla mnie, jako dziecka, okazało się  niezwykle cenne.

            Chciałabym bardzo, aby ten tekst zachęcił wszystkich, zwłaszcza młodych do przełamywania własnych barier. Każdy z Was ma w sobie potencjał, który może ofiarować innym.  Jeśli zastanawiacie się nad swoją drogą, przyjdzie tu po wskazówki. Dajcie sobie szansę na to, by odkryć swoje pokłady możliwości.

 Ten wpis dedykuje mojemu Tatusiowi.

Karolina