Była zima. Pełniłam nocny dyżur. Na oddziale leżała pani Wiesia. Stan pacjentki tej nocy zaczął znacząco pogarszać się. Pomimo późnej godziny spytałam, czy powiadomić kogoś z rodziny. Pani Wiesia nie chciała martwić swoich bliskich. Nie pozwoliła mi wykonać telefonu. Uszanowałam jej decyzję. Wróciłam do swoich obowiązków.

Przy blasku lampki, pochylając się nad dokumentami, spojrzałam za okno. Spostrzegłam pierwszy tegoroczny śnieg. To był impuls. Pobiegłam do Hospicyjnego ogrodu. Wzięłam garść białego puchu.  Od razu zaniosłam go Pani Wiesi. Położyłam płatki śniegu na jej ręce. Wzruszyła się a oczy się jej zeszkliły. Na twarzy pojawił się lekki uśmiech. Nie miała już siły. Nie wiedziałam, że tak mały gest może wywołać tyle emocji na twarzy umierającej osoby. Wystarczyło przynieść te parę płatków śniegu z ogrodu, w którym Pani Wiesia tak często przebywała. Stan podopiecznej pogarszał się z godziny na godzinę. Nad ranem powiadomiłam rodzinę.

To jest Puckie Hospicjum. Pracuję w miejscu, w którym należny chwytać każdą chwilę.
Nie dzień, ale godziny a nawet minuty mają znaczenie.
Pani Wiesia odeszła rano.